02 września 2014

Samotne wschody słońca.



Kiedy pierwszego wieczoru zamknęłam za sobą drzwi i zeszłam kilka stopni w dół, dopadła mnie pierwsza chwila zawahania. Zatrzymałam się i o mało nie rozpłakałam siadając w ciemnościach. Zacisnęłam jednak zęby: przecież on nie wie, że wychodzę, nie zauważy nawet tego, że mnie nie było. A ja wrócę do domu, jak gdyby nigdy nic, jeszcze zanim zdąży się obudzić...

Kiedy w końcu wróciłam, czułam prawdziwa ulgę, bo powitał mnie najszczerszym i najpiękniejszym uśmiechem na ziemi. To nic, że gdy się obudził mnie nie było, najważniejsze, że pojawiłam się dosłownie kilka minut później. Może nieco zmęczona i śpiąca, ale zawsze ja, we własnej osobie. Każdego kolejnego dnia było już łatwiej, a ja zaczęłam doceniać fakt, że to właśnie w nocy mnie nie ma, gdyż nic z jego rozwoju i zdobywania kolejnych umiejętności mi nie umyka.
To nic, że rano wraz z przekroczeniem progu marzę tylko o tym, by pospał jak najdłużej, by był grzeczny, nie marudził, by był tak łatwy w obsłudze jak tylko on być potrafi. Marzę o tym, by pomimo niewielkiej ilości snu (rozłożonego na raty na dodatek), nadal być tak dobrą matką, jak dotychczas, mieć siły na wygłupy, spacery, wspólne czytanie/oglądanie książeczek.

Sama nie wiem, jak obecna rzeczywistość ma się do moich wyobrażeń. Z jednej strony jest łatwiej, niż zakładałam, z drugiej strony jest trudniej. Może nieco rozczarowałam się tym, że gorzej znoszę niedobór snu, który z resztą, jeśli już się pojawi jest dość marnej jakości. Trochę przeceniłam swój organizm, który buntuje się bólami głowy, rozkojarzeniem i nudnościami, szczególnie w godzinach porannych. Ale, może przywyknę, może to wszystko to tylko kwestia przestawienia się na odpowiedni tryb? A może to kwestia nastawienia? Choć nie mogę powiedzieć, by to ostatnie było złe. Jest wręcz przeciwnie. 

Jestem cholernie dumna z tego, że podjęłam wyzwanie. Jestem pełna nadziei na obycie się przez mój organizm z nowymi warunkami życia. Jestem bardzo zadowolona z tego, że dokładam swoje 3 grosze do rodzinnego budżetu. I jestem po prostu znacznie szczęśliwsza, wiedząc, że ruszyłam z miejsca, by wyjść na spotkanie moim celom.

Jedynie do samotnych wschodów słońca nie da się przywyknąć...

1 komentarz:

  1. Trzymam kciuki żeby organizm przestawił się jak najszybciej :) Jesteś w bardzo komfortowej sytuacji mogąc pracować w nocy :) super.

    OdpowiedzUsuń